Krasiczyn i Bolestraszyce.

Jakoś ciężko się zaczął ten rok szkolny, to dla odreagowania trochę wspomnień z ostatniej wakacyjnej wyprawy. Kolejny zdobyty zamek, czyli Krasiczyn.

Z zewnątrz prezentuje się pięknie, szkoda, że wnętrza nie odpowiadają tej okazałości. No cóż, historia wojenna i powojenna nie oszczędzała Krasiczyna, szczególnie wyczyny krasnoarmiejców mu zaszkodziły. Najpiękniej odrestaurowane wnętrze to kaplica.

Można tu zupełnie legalnie wziąć ślub i w całym zamku widać podporządkowanie tej właśnie działalności komercyjnej.

Trochę bez zastanowienia kupiłam też wejściówki na wieżę zegarową.

To jest widok z dołu:)
A to jest widok z góry 🙂

Nie wiem, jakim cudem się tam wdrapałam, nie dostając przy okazji zawału :):) Ale na drugi dzień poczułam w kolanach te wszystkie stopnie 🙂

A całe popołudnie spędziliśmy w arboretum w Bolestraszycach.

Miałam nadzieję na ładne zdjęcia lilii wodnych, ale susza i tu dała się we znaki. Za to gunnera olbrzymia jest i jak zawsze robi wrażenie. 🙂

Dzieci zachwyciły się wystawą owadów w Muzeum Przyrodniczym.

To coś na zdjęciu jest większe niż moje obie dłonie, bardzo sie cieszę, że nie spotykam takich okazów na codzień. 🙂

A to jedna z wielu instalacji, które oglądaliśmy w części ogrodowej. Bardzo wymowna.

Bałtów.

Dzieci już tam wprawdzie kiedyś były, ale ja nie i koniecznie chciałam zobaczyć, co też tak atrakcyjnego jest w tym miejscu. Przyznaję, że się nie rozczarowałam.:)

Naturalnej wielkości modele dinozaurów i trochę wiedzy – dzieciaki to lubią. Żadne z tych stworzeń nie nadaje się na zwierzątko domowe. 🙂 Ale absolutnym hitem jest prehistoryczne oceanarium – technologia 3D + morskie stwory = niesamowite efekty. Tego się nie da opisać, to trzeba po prostu zobaczyć.

A praca paleontologa wcale łatwa i prosta nie jest, jak się można przekonać na własnej skórze, więcej w tym żmudnego stukania młotkiem niż fascynujących odkryć.

A gdy dzieci są już na tyle duże, że z wesołego miasteczka mogą same korzystać, strudzony rodzic może sie podelektować względnym spokojem i miłym chłodkiem od rzeki Kamiennej. 🙂

A oto jeden z głownych powodów wybrania trasy do Bałtowa – w gorący dzień nic nie przebije wodnych atrakcji. Baseny i wodne zjeżdżalnie oraz towarzystwo innych dzieci – po prostu pełnia szczęścia.

Pozdrawiam wakacyjnie 🙂

Trzy w jednym.

Pamiętacie serial „Czarne chmury”? I taką scenę, kiedy piękna kasztelanka, grana przez Elżbietę Starostecką, biegnie przez zamkowe krużganki i schody na spotkanie ukochanego? To są właśnie te schody….

Zamek w Baranowie Sandomierskim – idealny cel na popołudniowy, niedzielny wypad. Nawet mój syn zapamiętał i potem opowiadał babci, że takie schody nazywa się wachlarzowymi, a ten daszek nad nimi to ma przypominać rozwiany w galopie hełm husarza.

A w tej komnacie w jednej z wież ujrzałam cztery damy w długich sukniach, zajęte robótkami i ploteczkami. 🙂 Pewnie przez te duchy nie dało się zdjęcia wyostrzyć….

Jest też w zamku sala, w której od wejścia słychać najpierw szum , a po kilku krokach odgłos spadającej z wysokości wody. Człowiek się odruchowo rozgląda za źródłem dzwięku, ale nic tam takiego nie ma. Okazuje się, że to sztuczka architektoniczna – słychać fontannę i ludzi rozmawiających przy niej. Wyglądamy za okno, ale tam nie ma fontanny, jest z zupełnie innej strony zamku.

I to jest własnie widok na zamek od strony fontanny, po zwiedzaniu kupiliśmy sobie lody i siedząc na ławeczce, zastanawialiśmy się, czy ktoś nas słyszy w tamtej komnacie. 🙂

A potem ruszyliśmy dalej – do miejscowości Ujazd, żeby dzieci mogły zobaczyć największą polską ruinę – czyli zamek Krzyżtopór.

Ruina wzbudziła prawdziwy zachwyt, po pierwsze z racji wielkości, po drugie, że prawie wszędzie można było wejść i wszystkiego dotknąć. Dla dzieci prawdziwy raj, obeszły wszystkie trasy po kilka razy, łącznie z najtrudniejszą czerwoną 🙂

Można też podziwiać makietę zamku

Ale potem człowiek wychodzi na zewnątrz i widzi, co z tej pięknej budowli zostało….

A dzień zakończyliśmy w Sanomierzu, tradycyjnie wchodząc przez Bramę Floriańską.

Przyjechaliśmy specjalnie na gofry z naszej ulubionej budki na Małym Rynku. Ale potem był jeszcze spacer, przy studni ktoś grał na akordeonie, całkiem nieźle, dzieciaki goniły bańki mydlane puszczane z jednego z kramów, nikt sie nigdzie nie śpieszył, ludzie spacerowali, siedzieli kawiarnianych ogródkach i było tak….. inaczej, spokojniej, zupełnie jakby to nie Polska, tylko niedzielny wieczór w jakimś włoskim, starym miasteczku……

Pozdrawiam wakacyjnie 🙂

Zamek w Łańcucie.

Na tych wakacjach uskuteczniamy tylko małe podróże, takie jednodniowe.

Wybraliśmy się wreszcie do Łańcuta, niby niedaleko, ale tak jakoś zawsze schodziło.

Można zwiedzać w nasz ulubiony sposób, czyli z audioprzewodnikiem, we swoim własnym tempie. A kto się wybrać nie może zapraszam na wirtualny spacer https://www.zamek-lancut.pl/pl/ZamekDzisiaj

Naprawdę warto.

A w salonie narożnym wypatrzyłam takie cudo. Obrus z elementów wykonany koronką klockową, szkoda że nie dało się podejść bliżej.:)

Cały zamek jest pełen takich i innych perełek, można by godzinami podziwiać mistrzostwo dawnych rękodzielników. Moją córkę zachwyciły żyrandole, szczególnie te w sali balowej. Ogólnie to dzieci były bardzo zdziwione, że ktoś mógł mieszkać w takim miejscu. 🙂 Szkoda, że nie udało się nam zwiedzić II piętra, tam jest limit wejść i zabrakło już biletów.

Za to spędziliśmy mnóstwo czasu w storczykarni;

Poza cudnymi storczykami jest tam kawiarenka i kącik zabaw dla dzieci, mogłam sobie spokojnie posiedzieć na wygodnym leżaczku, słuchając szumu wody i podziwiając wodne lilie.

Park zamkowy jest pełen takich urokliwych zakątków, a w jednym ktoś grał na skrzypcach i mogłabym tam utknąć na długo….. gdyby nie dzieci.

Chętnie bym też dłużej pobyła na wystawie sztuki cerkiewnej

Jeszcze tam wrócimy, żeby zobaczyć to wszystko co pomineliśmy lub było akurat w remoncie. 🙂

Pozdrawiam serdecznie. 🙂

192. Star Wars Day Częstochowa 2018

Wyjazd jednodniowy, tak trochę „na wariata”, no ale jak byśmy mogli opuścić taki dzień 🙂
W sumie to dowiedziałam się przez przypadek , raczej nie buszuję za wiele po portalu na F. Zdaje się, że trochę organizatorom szwankowała promocja, ale tym sposobem impreza była bardziej kameralna. Dużo skromniejsza niż ostatnia, ale ciągle jest to przede wszystkim „dla dzieci”….

Można się było na spokojnie przyjrzeć „co tam w środku siedzi” 🙂

A takich trzech jak nas to nigdzie indziej nie spotkacie 🙂

Pora się przygotować do parady…

  I chwila dla fotoreporterów..

I tradycyjnie – moje ulubione zdjęcie 🙂

Spotkanie z ludźmi, którzy pasjonują się tym samym to zawsze rewelacyjna sprawa.
Jedyna wada tego wyjazdu to powrót do domu ciemną nocą, nie lubię jeździć w nocy i oczywiście jak zwykle musiałam pomylić zjazdy z Wisłostrady przed Tarnobrzegiem, nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się tam trafić we właściwą „pętelkę”  za pierwszym razem. :):)
Pozdrawiam serdecznie.

190. Po wakacjach….

Wakacje się skończyły, pora odwiesić bloga z kołka 🙂
To nie był zdecydowanie czas robótek, chociaż coś tam chwilami podłubałam.  Ale o tym następnym razem, dzisiaj się pochwalę wakacyjnymi wojażami z dzieciakami. Trochę się powłóczyliśmy po kraju, szukając miejsc ciekawych dla dzieci, zdobywając kolejne zamki, góry i jaskinie…..
W bliższych okolicach zdobywaliśmy Dziki Zachód w Kurozwękach, niestety kukurydziany labirynt nas pokonał 🙂
 

 Cały dzień w jednym miejscu i zero nudy u dzieci, czyli Magiczne ogrody

Oczywiście nie mogło na naszej trasie zabraknąć zoo, tym razem Śląskiego

 A jak już jesteśmy na Śląsku to oczywiście Legendia, całe dwa dni pełne atrakcji. Okazało się, że nie lubię rollercoasterów. to zdecydowanie zabawa nie dla mnie, ale córa się wprost zakochała, przejechała się na tym koszmarnym Lechu aż! 6 razy. A ja się głupia dałam jej namówić na niewinnie wyglądającą huśtawkę – a po obie byłyśmy zielone, a mój żołądek przestał się bujać i obracać po jakichś 2 godz. 🙂

 Kolejne miejsce pełne atrakcji, trochę zagubione gdzieś w mazowieckich lasach – Farma Iluzji.
Świetna zabawa z odrobiną nauki… latający dom naprawdę robi wrażenie, zresztą parę innych iluzji też – tak łatwo oszukać nasze zmysły. Jedynie syn się nie nabierał na żadne lustrzane sztuczki,  a mnie to pomogło zrozumieć jego problem z widzeniem.

 A na koniec wakacji włóczęga po Jurze Krakowsko – Częstochowskiej

Do naszej listy zdobytych zamków dołączyły:  Ogrodzieniec (nasza baza wypadowa), ruiny zamku w Olsztynie, Mirowie i Morsku (gdzie miałam przygodę z mrówkami niczym Telimena :)), odrestaurowany Zamek Bobolice oraz gród na Gorze Birów.  Oraz szlak pieszy przez Mirowską Grzędę i Pustynia Błędowska i inne atrakcje…… Fajnie było po prostu, mnóstwo śmiechu i zabawy, czasem zupełnie niespodziewanych przygód – typu „dzień w którym zwariowała nawigacja”, a my jeździliśmy po polnych drogach, aż w końcu utknęliśmy w środku lasu, gdy droga się skończyła……..
Moje dzieciaki założyły sobie zdobycie wszystkich zamków w Polsce, więc czeka nas jeszcze dużo włóczęgowskiej zabawy, kto wie może jeszcze w tym roku gdzieś się jeszcze wybierzemy…..
A o robótkach będzie wkrótce…
Pozdrawiam powakacyjnie 🙂