Zacznę od tego, że byłam na procesji pierwszy raz po długiej przerwie – wiadomo jedna , druga ciąża, małe przy piersi itd…… a w Rudniku to już nie byłam ohoooo ho i trochę, bo mieszkałam gdzie indziej.
Oczywiscie rudnickie wiklinowe ołtarze znałam i podziwiałam – a ten jest moim faworytem.
Pierwszy raz miałam też okazję widzieć procesję Bożego Ciała z innej perspektywy, tj. osoby idącej z przodu, przy dzieciach sypiących kwiaty. Moja córka sypie kwiaty na wszystkich procesjach, ale dzisiejsza jest dość specyficzna. Po pierwsze nie dookoła kościoła, ale na mieście dookoła rynku. Jak dla małych dzieci to trasa dosyć długa. Po drugie to chyba wszystkie małe dziewczynki z parafii sypały dziś kwiaty, zaczynając od takich co ledwo nauczyły się chodzić. Nie każda ubrana odpowiednio do okazji. Wprawdzie siostry zakonne próbowały jakoś zapanować nad tym tłumem, poustawiać dzieci …. i mamuśki, ale wiadomo nie każdy słyszy i chce słuchać….. Gdzieś tak od drugiego ołtarza cały ten porządek zaczął się sypać, a już powrót do kościoła wyglądał po prostu żałośnie. Zresztą to pewien rudnicki obyczaj, czyli procesja do rynku, a już z powrotem do kościoła wracają nieliczni. Trzeba było widzieć minę proboszcza, jak się odwrócił na schodach do błogosławieństwa i zobaczył to swoje malejące stadko…… choć ciągle mówią o nim „nowy”, zdążył już na tyle poznać parafian, że podziękowania wygłosił przy ostatnim ołtarzu….. zastanawia mnie tylko ile osób wyłapało ironie w jego słowach…..
Zastanawia mnie też ile dzieci pojawi się na jutrzejszej procesji, ile w kolejne dni……. sądząc po tym, jak wyglądała zeszłoroczna Oktawa będzie to znowu garstka….. aż do czwartku, kiedy księża rozdają obrazki i cukierki…..
A gdzie w tym wszystkim przeżycie duchowe???